19 lutego 2007

Klaus Kinski vs Georges Bataille

Mój różowiutki blog, okazał się tak okropny, że przez ponad tydzień strach mi było na niego zaglądać i prawdę pisząc, w ramach prewencji i czuwania nad własnym zdrowiem, lepiej było tu nie wchodzić. Na nieszczęście ktoś postanowił kopnąć mnię w mój wychuchany króliczy zadek. Kret-terrorysta (który terroryzmem zaraził się zapewne od kota-terrorysty, np drogą opethową) zasugerował, że obiecałem napisać coś o Kinskim. Oczywiście jest to wierutna bzdura. Każdy wie, że nic nie obiecywałem. Jak nie wie, to może dowiedzieć się czytając moje poprzednie wypociny.

Jednak po długim (czyżby?) namyśle, postanowiłem zastrzelić kreta-terrorystę bystrą ripostą i o Kinskim napisać, a co! Nie złośliwie, jak można by się spodziewać, ale króliczo (bardzo pojemne i bezpieczne wyrażenie). Główną przyczyną owej bystrości będzie zestawienie auto-nie-biografii Kinskiego z ledziowo-bjorkową książką, którą (prawie)wszystkie zwierzaki już przeczytały. Ja przeczytałem ją jako ostatni, gdy wiedziałem już co inni o niej myślą. Mogę więc podyskutować z wcześniejszymi opiniami, co niewątpliwie przysporzy mi fanów, commentów i w ogóle będę super-gość. Zawsze to inspirujące mieć dużo komentarzy, nie? (tak, tak, tak - och, tomaszku jak ty mondrze piszesz! [w tle słychać omdlewające dziewice])

Ledziowa książka ma na imię Historia oka, a jej autor zwie się Georges Bataille. Książka Kinskiego ma na imię Ja chcę miłości, jej autor to Klaus Kinski (cóż za niespodzianka!). Jam jest Yomaszek i jestem króliczy gość - tak dla porządku, żeby wszystko było jasne. Na koniec wstępu (tak, to cały czas tylko rozgrzewka) muszę się przyznać, że książkę Kinskiego oceniam po przeczytaniu paru-nastu(-dziesięciu) losowo wybranych stron. Wystarczyło.

Cóż zatem sprawiło, że te książki można porównać? Punktem wspólnym jest ich rzekoma obleśność, która w większości jest nie tyle rzekoma, co rzeczywista. Lecz obleśność obleśności nie jest równa i zapewne w następnych akapitach skoncentruję się na tej nierówności, choć nie sądziłem, że stopniowanie kloacznych wyziewów będzie króliczą specjalnością. Mam nadzieję że nie będzie, zobaczymy.

Główna różnica polega w klimacie. Kinski wprowadza czytelnika w świat beznadziejności, i wspomnianych wcześniej, kloacznych wywarów. Szczyci się opisywaniem tego i owego jak małe dziecko, a po napisaniu łypie jednym okiem na czytelnika, sprawdzając czy ten już się zadziwił i zniesmaczył, czy jeszcze nie. Sporo w tym pozy i szpanerstwa. Ale jeśli oderwać treść od przyjętej formy autobiografii, można odnaleźć tam dużo więcej ciekawych-ciekawości, niż pozostając przy autobiograficzności tej lektury.

Niesamowity jest klimat, dobijający beznadziejnością, (często wspominaną przy okazji Kinskiego) zwierzęcością opisów i sposobem odczuwania. Sporo w tym klasycznego naturalizmu Zoli, lecz bez funkcji moralizatorskich. Trochę mniej innych francuskich literatów, tym razem z XX wieku, mianowicie sławnych egzystencjalistów. Mniej, gdyż ponoć sam Kinski nienawidził Sartre'a (prawda to?), a jego beznadzieja jest czysto zwierzęca, nie filozoficzna - dlatego jest to odległe skojarzenie i zapewne niepoprawne.

Klimat Historii Oka, jest zupełnie inny, humorystyczny! Całość jest niewątpliwie żartem. Sprawdzaniem jak daleko można się jeszcze posunąć. Jest to abstrakcyjna i filozoficzna konstrukcja. Autor nie żyje w klimacie swojej opowieści (jak Kinski), on go sobie wyobraża i szuka dalszych granic do przełamania. Sam nastrój książki daleki jest od beznadziei Kinskiego. Tutaj mamy radosne łączenie zdarzeń. Próbę symbolicznego dopasowania tego co się stało, z tym co nastąpi. Opowiadanie Bataillego tworzy się samo. Zaczyna od skromnych opisów, a kończy pójściem na całego w scenie z księdzem. A wszystko, ot tak, dla żartu i wrażenia!

Zosiakowi bardzo dobrze Bataille skojarzył się z Gombrowiczem. Humor niby inny, ale bardzo podobny. Symbolika daje jeszcze więcej podobieństw, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę późnego Gombrowicza (Kosmos). Natrętne kojarzenie ze sobą pewnych przedmiotów jest prawie identyczne. Nawet trochę sprośności u Gombrowicza się znajdzie. Zaglądanie do trupów, czy finalna scena publicznego onanizmu może szokować (ok, przesadzam). Choć oczywiście przy lekturze francuza, sprośności Gombrowicza są jak opisywanie pięknego zachodu słońca.

Ledziosław zastanawiał się nad morałem i doszedł do biednego wniosku, że to przestroga przed zwierzęcym życiem i takie tam, hihi. Zosiak stwierdził że morału nie ma. Racja, dziś książki nie mają morału, bo moralizatorskich dzieł nikt już nie czyta. Napisanie książki z jasno czytelnym przesłaniem to artystyczny samobój. Mi wydawało się, że morał znam. Może nie morał, ale ogólne motto stojące za tą książką. Zbiło mnie jednak z tropu zakończenie (kursywą), w którym autor-sierotka tłumaczy się dlaczego tak brzydko napisał. Dzięki temu wytłumaczeniu przemienia się z wyuzdanego autora, w autora zakompleksionego, choć na pewno nie aż tak zakompleksionego jak Klaus K. Niewątpliwie sam wystraszył się tego co stworzył i niepotrzebnie zaczął się tłumaczyć. Mówi się trudno i kica dalej.

Chciałbym w tym miejscu złożyć podziw tym, którzy przeczytali (a raczej przeczytają) niniejszy wpis do końca. Ja miałbym z tym problem. Ten akapit winien zaleźć się jako ostatni, ale ci którzy nie czytają całych wpisów, rzucają wzrokiem na początek i koniec (wiem, bo sam tak robię!). Dając ten akapit na końcu, informacja ta (jaka tam informacja toż to hołd-podziękowanie) wpadłaby w niepowołane ręce. Tutaj jest bezpieczniejsza. Tekst umieszczony pośrodku opiera się hochsztaplerom i blogowym oszustom, a my takich nie lubimy! Nędznicy którzy komentują tekst uprzednio go nie przeczytawszy, są prawie tak pożałowania godni, jak ci którzy oceniają nieprzeczytane książki, a pfe!

Morał, morał, jaki był ten morał! Napisz wreszcie króliku przebrzydły! Nie morał, a przesłanie: Używajcie sobie do woli. Sikajcie na prawo i lewo, byleby wam wyszło na zdrowie. A jak będziecie sikali szczerze i szlachetnie, to na zdrowie niewątpliwie wam wyjdzie. Ci szczerzy, radośnie sobie króliczyli, a pozostający w zakłamaniu padli trupem. Niech da wam to do myślenia i będzie za morał!

Pozostaje jeszcze ocena. Która książka lepsza? Pod względem kompozycji - Bataille. Biorąc pod uwagę klimat - Kinski. Całościowo rzecz ujmując muszę się jednak skłonić do wyboru Historii Oka. Główną przewagą jest jej długość. Autor wiedział ile ma interesującego materiału, Kinski przegadał sprawę. Gdyby sklecił 50-stronicową impresję, albo przynajmniej skrócił rzecz do 100 stron, mógłby zapaść remis. Nie zapadł.

W następnym odcinku wyruszę na krucjatę Rolling-Stonsową. Nie przepuszczę wątpiącym i pożywię tych już przekonanych, nie jesteście sami! Głoszenie stonsowej prawdy (brzmi prawie jak 'prawda stosowana'), odłoży w czasie wpajanie piękna muzyki country, ale niech oczekujący nie tracą nadziei. Country i tak zwycięży, a Rolling Stonesi trochę country-piękna u rockowej publiczności potrafili zaszczepić. Niewiele, ale i to się liczy.

9 komentarzy:

cuci-ruci pisze...

Jedno na razie mnie zastanawia: jak sobie wyobrażasz skrócenie czyjejś biografii? Gdyby Kinski napisał: urodziłem się, ożeniłem, urodziło mi się, itd... to by było dobrze? Porównywanie tych książek pod względem ich długości chyba nietrafione jest ;].

pieguz pisze...

uau, ale sie namachales ;D

po pierwsze chcialam troche sprostowac, ja nie napisalam, ze nie ma moralu/przeslania/sensu, tylko nie zgodzilam sie z ledziowym konceptem, a moja teoryja na temat tej ksiazki byla zaskakujaco podobna do twojej ;D wzruszylo mnie tez doglebnie kilkukrotne wspomnienie mojej skromnej osoby, a zwlaszcza, to o dobrze rozpoznanym Gombrowiczo-podobieństwie :P

nie czytalam Kińskiego wiec sie nei wypowiem nic na temat porownania, ale Historie Oka odebralam bardzo podobnie (autor z ciekawoscia zerka zza krzaka czy czytelnik juz sie krzywi, czy jeszcze nie :D to o kicaniu na lewo i prawo tez by sie zgadzalo) ale przyznam sie szczerze, ze sens tego dziwacznego tlumaczenia autora na koncu jakos do mnei nie dotarl... ;/ nie mam koncepcji czemu to mialo sluzyc... bez sensu...

Yom pisze...

kret jest wstydliwy i skasował pierwszego kommenta - króliczo, jeden więcej sie liczy ;)

Porównanie nietrafione i trafione jednocześnie. Można porównywać cokolwiek z czymkolwiek np dres z kurą, a można też twierdzić że porównywanie rzeczy podobnych np pierwszej morfiny z drugą morfiną, mija się z celem, bo to co innego.

Ja jestem zdania że porównywać można wszystko, a Kinski nie musiał pisać autobiografii. Mógł sklecić impresję wrażeniową (o czym wspomniałem), fani i tak by przeczytali. Nie kret?

moje tłumaczenie zakończnie zosiakowi się nie podoba? Tzn to że się wystraszył i np żeby załagodzić cenzurę (to w ogóle jakąś cenzurę przeszło?) napisał usprawiedliwienie.

pieguz pisze...

no niby mozesz miec racje, ale ciagle nie wiem po co ;/ psuje to tylko 'urok' calej ksiazki, a autor wypada malo wiarygodnie... ehh..

ledzio pisze...

Ja tu chcę coś sprostować. To moje myślenie o przesłaniu pierwotnie było właśnie takie jak Yomasza ale po dyskusji z pewną osobą zdanie zmieniłem na takie, że jednak używać sobie nie wolno. W sumie to dalej nie wiem, który tok myślenia jest prawidłowy. Czeba by się spytać Bataille ale on już raczej nic nam nie powie. Jakby ktoś chciał jeszcze coś tego dziwnego człowieka to mam 2 opowiadania jakieś chyba. Było jeszcze jedno ale przepadło na mym dysku;(

cuci-ruci pisze...

Historia Oka nie ma żadnego morału, uroku, nic. Choremu facetowi coś się chorego się przyśniło i to napisał, koniec.

Yom, a porównaj marchewkę i komputer, ma to sens? Dla mnie porównywanie rzeczy, które nie mogłyby btć sunstytutami mija się z celem.

Yom pisze...

dlaczego od razu choremu facetowi, może facetowi z wyobraźnią, hihi, nie musi być od razu chory.

Komputer z marchewką można porównAć, ale weny na taki esej nie mam ;) Sensu nie będzie, ale co z tego. W książkach akurat jest prościej bo dlaczego jedna nie miałaby być zamiennikiem drugiej? Bo Kinski to biografia? phi, cienka jako biografia - to już napisałem i tego się będę trzymał.

Pewno ledzio z jakąś sierotką rozmawiał i go przekonała, khy khy. Jak ledzioszław ma 'księdza c' to ja chętnie poczytam, ale to zdaje sie dłuższe jest.

cuci-ruci pisze...

Ok, ale co to za argument, że jest za długa? Chcesz krótszą biografię, to od razu kogoś uśmierć.

Facet z chorą wyobraźnią, pasuje? ;]

A w ogóle, to phi!

pieguz pisze...

eee tam, nie ma moralu. moralu to za duzo powiedziane, ale przeslanie ma! a facet zwyczajnie ksiazke napisal... zaraz tam chora, raczej mimo wszytsko zmuszajaca do dyskusji :]

tez mogem kciac cos jeszcze ledziusiu. aha, i wiecej wiary we wlasne sądy ;)