27 lutego 2007

Królicza muzyka w roku 2006...

... czyli tzw podsumowanie, albo coś na jego wzór.

Nic takiego nie zrobiłem na forum, więc skorzystam z okazji, że kot-terrorysta-perwersant mnię zablogował (a teraz sam nic nie pisze), i napiszę tutaj w wersji free-króliczej. Na forum bał bym się, że kot-terrorysta wespół z kretem-pedantystą mnię wykróliczą, khy khy. Oczywiście nie będzie żadnych zdrożności. To tylko wstęp, a jakiś być musi. Inaczej nie byłoby króliczo, ot co!

Jak popatrzyłem na moją listę ulubionych płyt, którą potajemnie prowadzę, to stwierdziłem że trzeba podzielić ją na 2 części. Pierwszą część będą stanowić płyty, które same sobie zasłużyły na wejście do króliczego podsumowania. W drugiej części znajdą się te, które 'pojechały na opinii'. Czyli korzystając z tego, że królisio-pysio lubił wcześniejsze wyroby, patrzył na nowe z przymrużonym okiem. Dzięki temu te płytki miały więcej szans, niż płyty z części pierwszej. Gdyby miały tle samo (czyli jedną), prawdopodobnie przeszłyby niezauważone. Pewno za 5lat zacznę się podniecać tymi, których nie zajarzyłem za pierwszym razem.

Oczywiście nie należy się spodziewać jakiś super ciekawości, bo małe króliczki najczęściej ograniczają się do sprawdzenia płyt, które jakąś tam zawieruchę zrobiły i są znane (głównie w tzw światku alt-rockowym).

Część pierwsza: kRóLIczA

Z miejscem pierwszym był najmniejszy problem, bo panna Joanna Newsom wykróliczyła taką płytę, że hej. Na pewno nie jest to muzyka dla ludzików szukających popisów, solówek i patosu. Krótko pisząc - nudy ;) Panna gra na harfie i z towarzyszeniem orkiestrowego tła tworzy podstawę dla swoich wokaliz, a śpiewa praktycznie cały czas.
Rzekoma trudność, czy awangardowość jest mocno przesadzona. Po prostu dla niektórych krytykantów każda piosenka trwająca dłużej niż 5 minut i pozbawiona schematu zwrotka-refren jest avant&garde ;)

Coś podobnego i zarazem innego wygrzmocił Scott Walker. Tyle że on jest dziś starym prykiem i już dawno doszedł do niego ból egzystencjalny, khy khy. Tutaj określinie króliczności nie pasuje, bo muzyka niby królicza, ale bardzo niekrólicza zarazem. Na pewno bardzo zimna, straszna i chwilami przerażająca. Nawet wideo wypichcili:


Z klimatów egzystencjalnych mamy jeszcze Carlę Bozulich, problem jest tylko że spójnością. Tytułowy kawałek jest genialny i bije Walkera strasznością na łeb, szyję i inne części ciała. Niestety reszta jest rozjechana, improwizowana i takie tam. Może za głupi jestem, ale to nie jest królicze. Wybija się jeszcze Pissing (cover Low), ale to jednak za mało.

Milusie płyty wydali Clogs i
Brightblack Morning Light. Pierwszą opisał kot, choć widocznie terrorystom taka muzyka podobać się może tylko umiarkowanie. Druga to lajtowe dźwięki na wieczór do czerwonego wina. Bardzo fajna, choć zbyt często nie słuchałem. Na pewno ma szansę na wyższą pozycję w przyszłości.


Z hitowo-popowych klimatów wygrali Guillemots. Czasem zagrają radośnie, czasem smutno, często popadają w egzaltację, ot taka różnorodność. Na swój sposób są króliczarscy. Debiutem osiągnęli sporą sławę, choć na forum cicho i sza.


Beirut nagrał bałkańskie piosnki używając w tym celu mało bałkańskiego sposobu. TV on the Radio i Knife drugimi płytami przebili debiuty, jednocześnie nie zmieniając muzyki (na dłuższy opis brakło weny).

  1. Joanna Newsom - Ys
  2. Scott Walker - Drift
  3. Guillemots - Through The Windowpane
  4. Beirut - Gulag Orkestar
  5. Clogs - Lantern
  6. TV on the Radio - Return to Cookie Mountain
  7. Knife - Silent Shout
  8. Brightblack Morning Light - s/t
  9. Carla Bozulich - Evangelista
Część druga: KrÓliCzA

Należy pamiętać, że każde z poniższych ma na koncie lepsze płyty i te średnio naddają się na początek. Z tego też powodu nie będę się rozpisywał (ale głównym powodem i tak jest lenistwo i to że znów wyszedłby za długi post)

  1. Built to Spill - You in Reverse
  2. Mountain Goats - Get Lonely
  3. Heather Duby - s/t
  4. Black Heart Procession - The Spell
  5. Fiery Furnaces - Bitter Tea
  6. Lisa Germano - In The Maybe World
  7. Bob Dylan - Modern Times

2 komentarze:

junkhead pisze...

większości płyt nie słyszałem.. aczkolwiek odniosem sie do Joasi... bo jej płytki obie znam.. i wolem The Milk-Eyed Mender po pierwsze.. bo Ys mało słuchałem :P po drugie taką okładke jak ma TMEM też moge sobie zrobić sam.. po trzecie.. patrz pierwsze :P

pieguz pisze...

ok. cos napisze, bo krolik dostaje pypcia, ze nikt tu nie komentsuje ;]

ja w sumie skojarzylam 3 nazwy :P Boba Dylana ofkoz (dawno nei sluchalam tej plytki, ale calkowicie zgodze sie z Twoja ocena, a raczej zakwalifikowaniem jej do drugiej grupy jadacej bardziej na opinii niz broniacej sie w pojedynku uszka vs. plyta)

Clogsow, jak wspomniales opisalam... nie wiem czy podobaja mi sie umiarkowanie, czy nie... ocene wystawilam zachowawcza, bo po kilku odsluchach ciezko (przynajmniej w przypadku tej plyty) okreslic czy to tylko przelotny zachwyt czy trwale uczucie :P

nooo... i... Knife :D no comments :P

reszte obadam to cos napisze, chwilowo jakos nie mialam rozpedu, zeby powachac.