31 marca 2007

Dostojewski

Rzekłem u kota, że będę pisał o poważnej literaturze, a nie piszę. Teraz, ze wstydu, postanowiłem to naprawić. Pozostało tylko wydumać co może pójść na pierwszy ogień. Tak żeby było wystarczająco wielko, a nie dość nudno. Po tytule widać na kogo ostatecznie padło, ten gość zapewni mi stado fanek i komentatorów ;)

Wiecie jaka jest najbardziej królicza powieść Dostojewskiego? Zbrodnia i Kara - nee, Idiota - nee (choć tytułowy bohater niewątpliwie wygrywa w kategorii: najcudniejsza postać stworzona przez Dostojewskiego), Biesy - neee (ale to bardzo królicze jaja z organizacji spiskowych), pewno więc Bracia Karmazow, bo ta kniga prowadzi w rankingach krytyków... sęk w tym, że ja nie wiem dlaczego.

Nie wiem też, czy jest to najlepsza powieść i czy w ogóle jest to powieść, ale miano króliczności uwalnia mnie od myślenia o najlepszości. Mogę jednak z dużą dozą pewności napisać, że jest to najbardziej nowoczesna rzecz jaką Dostojewski napisał. Wiecie ile owa rzecz liczy sobie stron? Sto! (niesłownie: 100). Tak jakoś się przyjęło w ogólnej świadomości, że jego powieści są opasłe, szczególnie te najlepsze. To akurat jest wyjątek, który reguły tej nie potwierdza (bo wyjątek reguły potwierdzać nie może, zapamiętajcie to raz na zawsze i nie piszcie nigdy i nigdzie takich bzdur).

Już podaję tytuł, bo widzę że sikacie po nogach z podniecenia, idzie o Notatki z podziemia. Powieść ta jest przypadkiem odosobnionym w twórczości Dostojewskiego i o ile jest zapowiedzią tego co nastąpi (poprzedza ona ciąg sławnych powieści poczynając od Zbrodni i Kary), to żadna następna nie ma takiego stylu, nie jest tak bezpośrednia. Tutaj sierot-bohater-autor stoi nago i można czytać z niego jak... z książki. Nic dziwnego, że jest to lektura zalecana do przeczytania przed studiowaniem dalszych, dużo sławniejszych powieści Dostojewskiego.

Dziś określenie stylu i idei tego dzieła nie nastręcza trudności, w czasie jej wydania (1864) nie było to takie proste. Teraz od pierwszych linijek rzuca się na mózg słówko egzystencjalizm. Wszystko przez sławnych francuskich egzystencjalistów, którzy ten termin spopularyzowali, tak, że aż się rzygać chce. Dla tych którym chronologia jest obca dodam że Sartre urodził się ponad 40 lat po napisaniu tej powieści, więc jego wkład jest tutaj zerowy, w drugą zaś stronę...
Angielska wikipedia rzecze że 'Notatki' to pierwsza powieść egzystencjalna, nie będę protestował. Taki rozrzut czasowy kazałby uznać ją za proto-egzystencjalną, tu też mógłbym się zgodzić, gdyby nie to, że w wydaniu Dostojewskiego jest to wersja pełna, a 'proto' sugeruje jakieś niedorobienie.

A o czym to jest, spytacie? Więc tak:
Pewien pan sierot-samotnik pisze notatki, ot tak sobie. W pierwszej części (1/3 objętości) pan sierot przedstawia się i plecie, plecie, plecie. Tak, gada głupoty, ale bystre, takie... egzystencjalne, hihi. Dla wielu jest to fragment trudny do przejścia, bo daleki jest od płynnej prozy Dostojewskiego, tej którą szybko się czyta i z której jest znany.

Druga część (i ostatnia) to właściwe notatki tego pana, w których przypomina parę epizodów ze swojego nędznego żywota. Z początku styl dalej jest gderający, ale z każdą następną stroną ulega krystalizacji. Widać że Dostojewski wpadł już na pomysł akcji którą można opisać - wcześniej akcji nie było wcale.
W połowie książki styl już jest (miejscami wypisz wymaluj: Gombrowicz), akcja też, i powoli zaczyna się sławna proza Dostojewskiego, czyli wszystko pędzi na łeb i szyję, a główny bohater biega z językiem na wierzchu od domu do domu, po to żeby coś się dowiedzieć, coś zrobić, ale przeważnie trafia nie tam gdzie trzeba i nie na te osoby na które chciałby trafić (to w skrócie, akcja wszystkich sławnych powieści Dostojewskiego, hihi)

W ostatniej fazie książki, mamy znany ze Zbrodni i Kary, motyw ratowania dziwki. Tyle że tutaj nie kończy się tak idiotycznie jak w szkolnej lekturze, o nie! Tutaj autor bawi się w jazdę na krawędzi. Zaczyna wpadać w romantyczno-idiotyczny styl, po czym okazuje się że to tylko żart i tak w kółko. Wyraźnie robi sobie żarty z romantycznych książek tamtych czasów, a także ze swojej wcześniejszej twórczości. Jest świadomy, że zakończenie do jakiego dąży jest głupie i jak poparzony od niego odskakuje.

Przy pierwszym czytaniu, do ostatniej linijki nie byłem pewny czy oby zakończenie nie zepsuje całej powieści, ale nie psuje, ba, nawet go nie ma. Jest - ale nie ma. Biedny autor-sierotka musiał się strasznie zmęczyć i pisać dalej nie mógł. Wyskakuje więc zza krzaka i stwierdza (luźno interpretując): nie będę dalej pisał, bo to wszystko gówno, gówno, gówno, a ja gówniarz, gówniarz, gówniarz!
To już napisał Gombrowicz (albo mi się tak wydaje), ale doskonale pasuje na koniec Notatek z podziemia.

1 komentarz:

pieguz pisze...

napisalabym cos bystrego, ale czytalam tylko 'Zbrodnie i kare' :P podobala mi sie, choc chyba nei na tyle, zeby zechciec przeczytac cos jeszcze... moze kiedys sie na 'Braci Karamazow' rzuce, bo stoja na polce...