17 lipca 2007

co słychać na budowie?

Pewnego, jeszcze nie tak bardzo słonecznego dnia, czyli w ubiegłym tygodniu, przyszli do króliczej nory robotnicy. Nic specjalnego, powiercić, przekuć tu i tam, wrzucić kabelki itd. Zapowiadały się parogodzinne nudy, bo co robić? Można zabawić się intelektualną rozmową z panami, nie? Na przykład o wyższości kabli miedzianych nad aluminiowymi, albo o gładzi szpachlowej, ekhem, ano można, tylko do takich rozmów to ja trochę za głupi jestem, zdarza się (ale dlaczego akurat mi?)

Panów było dwóch, lat około sześćdziesięciu - wszyscy młodsi widocznie wyjechali - więc sprawa nie przedstawiała się kolorowo. Trudno. Usiadłem w kąciku i łypiąc okiem dookoła, kontemplowałem jak sufit sypie się na podłogę i wsłuchiwałem się w trzeszczące dźwięki wiertarki. Nudy. Potem słówko, dwa słówka, rzucenie okiem na zniszczenia i... nudy. Następne słówko, dwa, trzy słówka... i już prawie doszło do wspominków typu 'za moich czasów', że teraz to inna generacja ludzi - to zdaje się ja rzekłem, khy khy, gupek jestem, ale pan na to:
- moja generacja, była taka piosenka... the who, chyba...
- uhm, ale to nie moja generacja, to o innych czasach, hmm, hmm
Facet usłyszał gdzieś o piosence i szpanuje tutaj - myślę sobie - ale słów jeszcze kilka i nie pamiętam już skąd i dlaczego:
- Rolling Stones, noo, ci to byli, ale skończyli się na tej płycie z koźlą głową
- Goats Head Soup? - odparłem już nieco bardziej zdziwiony, ale dobra, może Stonesów zna, czemu miałby nie znać? Nastąpiła więc mała stonesowa wymiana zdań, w której okazało się, że gość ma w tej sprawie całkiem niezłe pojęcie. Raz tylko przyporządkował utworek nie do tego albumu, albo niekoniecznie znał daty (które przez swój pedantyzm dopowiadałem ja), ale to nieważne. Już zacząłem się dziwić, że w takich okolicznościach trafiłem na fana Rolling Stonsów, gdy zza drzwi wyskakuje drugi i rzecze:
- no, Stonesi to było coś, ja albumów to nie znam jak kolega, ale za to chodziłem na koncerty. Na Stonesach też byłem...
- yyy, eeermrm - chwila króliczej refleksji - ale tam nie wszystkich wpuszczali
- tak, tak, ale mi się udało bo cośtam cośtam i jeszcze cośtam (bla bla bla)
- acha (bla bla bla)
- i na inne koncerty się chodziło...

Po czym otrzymałem wiązankę nazw z ówczesnej sceny rockowej m.in. kultowi teraz w kręgach altrockowych Polanie oraz wychwalany w TV Kulturze Romuald i Roman. Ale to był dopiero wstęp, jak usłyszał to ten drugi, bardziej płytowy i światowy, to wyjechał ze swoim, bo skoro polskie RiR, to trzeba wspomnieć Grateful Dead, khy khy, i podśmiechujki, że goście tak grali, bo ćpali, potem Hendrix, że był gość, a jak grał: tratata i śpiewu, śpiewu (efekty dźwiękowe) - sex machine? - podłapałem, ale szybko zostałem poprawiony - machine gun - hihi, ale ftopa.
Dalsze nazwy posypały się jak z worka, nie pamiętam wszystkich, nieważne. Mnie zamurowało, choć nie, przesadzam, przecież podtrzymywałem rozmowę i zgrabnie (?) wtrącałem to i owo, tak żeby było widać, że jestem w temacie i można spokojnie brnąć dalej. Poza tym najczęściej robiłem za kalendarium, pan za to bardziej pamiętał albumy po okładkach, hihi. Ja przy takim gadaniu musiałem wysilać mózgownicę, zabawne, choć oczywiste, bo jak ktoś naoglądał się ogromnych okładek winylowych, to wie co i jak wyglądało, podczas gdy ja często nawet zwykłych CDkowych okładek nie widziałem, nowe idzie.

Pogawędka pod naporem mnogości nazw stawała się coraz bardziej chaotyczna, za dużo naraz. Pan bardziej koncertowy zgubił się zupełnie, ale udało mu się powrócić do boju z bardziej regionalnym tematem i tu mnie miał, bo okazało się że w dziedzinie rocka węgierskiego jestem lama. On też nazwami nie strzelał, ale z pomocą 'płytowego kolegi' wybrnął z sytuacji, hihi, ale kolega - skoro już zawędrowaliśmy bliżej naszej granicy - zaczął z krautrockiem, znajomość Can'a już mnie tak nie zaskoczyła, mówił że fajne i transowe, bo przecież jest fajne i transowe (choć Neu! już nie znał), ale jak wyjechał z Faustem to wymiękłem, no bo ludzie i zwierzęta, kto normalny słucha pierwszej płyty Fausta (dla niego 'ta z ręką'), rozumiem, że ktoś na pewno słucha, ale żeby spotkać takiego gościa w roli budowlanego robotnika, w takim wieku, rety. Potem już nic mnie nie zdziwiło, ani Velvet Underground, ani Soft Machine i Gong, ani Amon Duul... Magmą się pochwaliłem - znał, popolka już nie.
Krótko mówiąc bardzo prog rockowe klimaty, ale bez wspominania zbyt znanych zespołów jak Pink Floyd (choć o pierwszej płycie było trochę gadu-gadu, ale to co innego) czy King Crimson (o nich tez było, ale w wersji po-karmazynowej), bo to byłby obciach, hihi.

Podsumowując, panowie okazali się ciekawi, na dodatek nieźle się uzupełniali, jeden bardziej teoretyczny, drugi praktyczny. Poglądy też interesujące, nie chodzi o to żebym się zawsze zgadzał, ale ciekawe, miło było posłuchać - bo głównie tym się zajmowałem. Czego mi brakowało to jakiejś zwartej formy, nie sądzę żebym sam był zwarty, wręcz odwrotnie, ale na sobie tego nie widzę.. ale nie, nie ma co zrzędzić, poza tym gość się usprawiedliwiał, że tak z zaskoczenia, że nieprzygotowany, a na dodatek w pracy jest. Racja.

Jaki z tego morał? Po co to piszę? Morał taki, że można spotkać kogoś ciekawego w najmniej oczekiwanym momencie, a piszę dlatego żem się zdziwił. Za bardzo człowiek posługuje się stereotypami, co może prowadzić do idiotycznych pomysłów, że fajnej muzyki słuchają tylko panowie w białych, świeżo upranych kołnierzykach, ech. Może czas zmienić branżę i iść na budowę, a może sam kiedyś, po sześćdziesiątce, skończę dorabiając w jakiejś nienowoczesnej dziedzinie.

4 komentarze:

pieguz pisze...

'i tu mnie miał, bo okazało się że w dziedzinie rocka węgierskiego jestem lama.'
hihihi, to ci sie udalo. az parsknelam glosniejszum harknieciem :P

to nie wiedziales wczesniej, ze tacy 'dziwni' na pozor ludzie czesto maja cos ciekawego do opowiedzenia? hmm... i wyszlo na to, ze sluchasz muzyki dla starych budowlancow :D

poza tym, uaga, kompliment pojdzie rykoszetem w krzaki ;], dobrze napisane. kiedy te ksiazke wydasz w koncu? :P

pieguz pisze...

parskniecie harknieciem, to zdaje sie czad ;]

cuci-ruci pisze...

'dobrze napisane' nooooo, aż mi serce dwa razy szybciej zabiło (nie to, że aż tak przyspieszyło, tylko dwa razy podczas czytania szybciej zabiło ;])(przy węgierskim rocku i krautrocku) :D.

Yom pisze...

eee tam, mi się zawsze wydaje że styl niejasny, pfe, mama, albo coś takiego.

o węgierskim rocku naprawdę nic nie wiem, ale zamierzam się poprawić, khy khy, tzn w ogólnej ogólności z dziedziny rocka za żelazną kurtyną, to ciekawe musi być... i nie słucham muzyki dla starych budowlańców, buuu, ja słucham country, hihi, ale tym się nie chwaliłem, choć gość zaczepił o Neila Younga i Byrds, hmm, ciekawe o co nie zaczepił ;)

parsknięcie harknięciem niewątpliwie czadem jest, ale nie dla tego kto stoi naprzeciw ;)

więcej boję się pisać z obawy o krecie serduszko :D